Ulotne chwile. Stanisław, Irena, Franciszka Wołosowicz 1932 – 1935

Rok 1932. Mała Franciszka Wołosowicz. Ulotne chwile...

Rok 1932. Mała Franciszka Wołosowicz. Ulotne chwile…

Przeglądając stare albumy rodzinne i dokumenty własnych przodków, człowiek czuje się co najmniej dziwnie. Postacie na wyblakłych fotografiach nie są bowiem anonimowe, wiążą je konkretne relacje z oglądającym.

Oto: dziadek, babcia, moja mama, czy ojciec.

Dziwaczność sytuacji polega na tym, że wbrew oczywistym prawom czasu, są oni wiecznie młodzi.

Patrzenie na własnego dziadka, babcię, czy rodziców, gdy są  dziećmi, młodzieńcami,  rodzicami wychowującymi własne pociechy narusza pewien schemat wyniesiony z dzieciństwa dotyczący hierarchii wieku  (który towarzyszy przez całe życie): ja, starsi ode mnie  rodzice, i mocno, mocno starsze już osoby nazywane „dziadek”, „babcia”, i „pra, pra, pra”…

To odczucie potęguje dodatkowo fakt pozycji z jakiej patrzy się na historię własnej rodziny. JA bowiem znam ich przyszłość dość dokładnie i wiem co stanie się za kilka lat.  Uśmiechnięte twarze na starych fotografiach ( a takie stanowią większość gdyż wszyscy albo się uśmiechają, albo chcą wyglądać godnie.. ) dokumentują moment w czasie. Ten dobry i radosny – nikt – co oczywiste, nie chce upamiętniać nieszczęśliwych chwil swojego życia. Po prostu nie wiedzą co ich czeka. Myślą ( tak jak my teraz) że wystarczy zawołać jak w Fauście: „chwilo trwaj wiecznie..”

Kilka fotografii z rodzinnego albumu. Oto postacie:

(Foto. nr. 1) Rok 1933. Nowe radio w rodzinie Wołosowicz.

(Foto. nr. 1) Rok 1933. Nowe radio w rodzinie Wołosowicz.

Pobrali się w 1925 roku. W 1929 urodziła im się córka Franciszka. Ówczesny adres zamieszkania: Warszawa ul Rakowiecka 6 m 1. (Obecnie Rakowiecka 24).

Fotografie przedstawiają kilka „ulotnych chwil”. Kilka emocji zaklętych w czasie jak owad w kawałku bursztynu…

Mamy lata 1933 – 1935. Do II wojny światowej  jeszcze trochę czasu, zresztą nikt w nią nie wierzy. Wojna nie ma sensu, gdy założyło się rodzinę, jest wspaniałe dziecko, za oszczędności kupiło się rzeczy do domu, nowa lalkę, radio, sukienkę….

 

Życie rodziny Wołosowiczów toczy się od kilku lat utartymi torami.  Rano Stanisław rozpoczynał dyżur jako konserwator, Irena zajmowała się małą Franciszką, domem, robiła zakupy w sklepie przy Rakowieckiej prowadzonym przez

Radio firmy Reicher

Radio firmy Reicher

zaprzyjaźnioną „żydówkę”, którą zawsze oferowała  najlepsze produkty “pani Irenie”..

Kościołem   parafialnym do którego należeli była dość odległa świątynia pod wezwaniem Św. Michała Archanioła, więc rodzinne  wyprawy odbywały się tam głownie w niedziele i święta…

Pierwsza fotografia przedstawia Wołosowiczów w 1933 roku, słuchających radia. Nadawcą jest prawdopodobnie pierwsza polska stacja w Raszynie, uruchomiona  w 1931 roku na tyle silna, że można jej było słuchać prawie w całym kraju.

(Foto nr. 2) Rok 1933. Marszałkowska w Warszawie.

(Foto nr. 2) Rok 1933. Krakowskie przedmieście w Warszawie.

To najpewniej ich pierwsze radio, kupione przez Stanisława. Wyprodukowane przez łódzką firmę REICHER, było dwu lampowym urządzeniem, przeznaczonym do słuchania przez słuchawki węglowe. Wymagało, oprócz dostrojenia, także zainstalowania anteny (drut) i uziemienia (np. do kaloryferów, czy kranu), ale pobierało tylko 30W, więc jak głosiła reklama “można go słuchać w oświetlonym pokoju…”

Patrząc na zdjęcie, widzimy że, trafiliśmy na  moment uroczysty. Stanisław w garniturze, Irena w odświętnej sukience, Franciszka w stroju ludowym „na szczególne okazje”. Słuchawki na uszach i skupione twarze. Pozują do zdjęcia, które wykonał brat Ireny: Adam Tarłowski.

***************************************************

(Foto nr. 3) Rok 1933. Marszałkowska w Warszawie.

(Foto nr. 3) Rok 1933. Marszałkowska w Warszawie.

Dalej mamy dwie fotografie  wykonane w różnych odstępach czasu. To sceny uliczne, prawdopodobnie Marszałkowska i Krakowskie Przedmieście. Spacer z rodzicami połączony z zaglądaniem do sklepów i odwieczne pytanie dziecka: „Kupicie mi to.. ?”. Wszyscy razem, odświętnie ubrani. Bezpieczni i szczęśliwi.

Kolejne radosne chwile: Łazienki zimą, śnieg.  Wszyscy w komplecie i do tego ukochana lala w wózku, której nie można zostawić „Mamo, ja muszę !”.

Wreszcie wakacje. Drogo było. Ale dla dziecka wszystko. „Niech pooddycha zdrowym powietrzem, słońce to witamina D, trudno wezmę dyżury w niedzielę….  Ale warto .”. Znacie to ?